niedziela, 27 kwietnia 2008

Biegiem do Rzek

Niedziela (27.04.2008)... otwieram oczy i jestem na Turbaczu. Lubię tam jeść śniadanie, jeśli jest pogoda i widać Tatry. Dziś było jednak diabelnie zimno i lepiej skryć do przybytku zanim przemarźniemy na kość. Spacer na Hale Długą do źródła (pod nową bacówką GPN) wykonaliśmy trochę później. Zatankowaliśmy z Ada zapasy wody, skorzystaliśmy z krokusów jako tła do malownicznych zdjęć i biegusiem udaliśmy się pakować do schroniska. Wstępne wykwaterowanie o 10:30... dziesięć minut starczyło.

Ada i panorama Tatr z Hali Długiej

Msze pod Turbaczem należą do przyjemności... więc niech się proboszcz z Nowego Targu nie dziwi, że ksiądz vel. Mikołaj bije rekordy popularności wśród górali i ceprów. Kazanie było o brukselce a ksiądz krótko mówiąc "olał" episkopat jeśli chodzi o dzień Wniebowstąpienia... zresztą na tej wysokości już tylko góra sprawuje nad nami jurysdykcję ;-) .

Ksiądz Kazimierz Krakowczyk z Zakonu O.O. Sercanów

Krokusy gdzieś między Turbaczem
a Kaplicą Matki Boskiej Królowej Gorców

Po mszy Ada się zagadała, ja przemarzłem, więc dopiero za kwadrans 13 byliśmy z powrotem po nasze manatki, pociąg do Kraka o 18:22 z Rabki a my idziemy do Rzek na krzywy ryj. Trasa wyliczona na 4 i pół godziny (błędnie bo potem okazało się że to 3:35 h). Najważniejsze, że jeszcze nas tam nie było więc warto przejść tą jedną z ostatnich partii Gorców. Idziemy zielonym szlakiem do Czoła Turbacza, po drodze zachaczamy o kaplicę papieską. Tam Karol Wojtyła odprawił pierwszą mszę twarzą do wiernych.

Ada przy pamiątkowej tablicy ołtarza papieskiego.

Następnie udajemy się żółtym szlakiem do Przełęczy Borek (1009 m) oraz ledwo wchodzimy na Polanę Pustak. Tam robimy dłuższy postój na kanapki. Szkoda, że zapomniałem dodać do nich roślinek co mają liście o smaku czosnku... zjadłem je później mimo protestów Ady i pewnie dlatego jestem zdrów. Z miejsca na posiłek widać: panoramę Tatr, Gorc, Buladnową Kapliczkę (jeden z symboli Gorców) na Jaworzynie Krynickiej (dosłownie naprzeciw) oraz Turbacz. Po tym postoju mijamy Kudłoń i przystajemy na chwilę na Gorcu Troszackim aby zerknąć ostatni raz na Tatry.

Mały jar z czosnkowymi roślinkami... mniam!!!

W kilkanaście minut później robimy kolejny krótki przystanek na Polanie Adamówka, z której rozciąga się przepiękny widok na Podskały.

Widok z Pola Adamówka na Podskały

Na dół do Rzek przez Jaworzynkę (1026 m) około 300 metrów w pionie a 1,5 km drogi. Jesteśmy na dole około 16:40 i kilka minut później podjeżdża PKS do Krakowa. Zmordowani ale szczęśliwi, że udało nam się pokonać szybko trasę decydujemy się na szybki powrót do Kraka. A w Kraku po uleczeniu ran spożywamy na ławce w "grilloprzestrzeni" AGHu piwko i słone orzeszki.


Wszystkie moje zdjęcia są tutaj. Natomiast zdjęcia Ady tutaj.

sobota, 26 kwietnia 2008

W Gorce

Drugi dzień Rajdu (26.04.2008). Śniadanie na Luboniu Wielkim. Niestety długa przerwa w chodzeniu objawia się nam w zakwaszonych mięśniach i to w różnych miejscach. Piękny widok na Beskid Wyspowy wynagradza niedogodności pojawiające się również gdy się siedzi (sic!). Schodzimy żółtym szlakiem do Zarte w Rabce-Zdrój tj. Percią Borkowskiego. Skałki to piękne, pomiędzy nimi liczne mini-jaskinie oraz osuwiska skalne. Ponieważ była to północna strona Lubonia to natrafiliśmy na pierwszy śnieg podczas przejścia.

Gdzieś na "Perci Borkowskiego"

Po zejściu z góry grupa dzieli się na tych co do Koninek dojadą busami (przewodnik z nimi) i na tych co wolą spędzić dzień na szlaku. Wybrałem tą drugą rzecz jasna i nieformalne przewodnictwo grupy. Droga została wybrana po opłotkach, niestety i to nas nie uchroniło od psucia stóp oraz obuwia na betonie.

Rzeka Raba w Zaryte przed oczyszczalnią

Dalsza trasa przebiega przez Olszówkę, dalej niebieskim szlakiem (i częściowo polami) przez Porębę Wielką i do Koninek. W Olszówce podchmieleni autochtoni śmieją się z naszego planu zajścia na wieczór na Turbacz. Miasteczko to żyje z obróbki drewna więc jest hałaśliwe, zapite i fotogeniczne.

Typowy widok na drodze w Olszówce

Widok z łąki przed Porębą Wielką na stronę zachodnią.
Od lewej Starmachowski Groń, Turbaczyk i Barczana.

W Porębie Wielkiej minął nas autobus, choć wszystkim trasa już dawała w kość. Wchodzimy na Tobołów zielonym szlakiem. Tuż przed drogą (dla aprowizacji wyciągu krzesełkowego) podziwiamy panoramę od Lubonia na zachodzie po Lubogoszcz na wschodzie. Także tam pojawiły się pierwsze krokusy.

Krajobraz z punktu widokowego przed Tobołowem na północny-zachód.
Z samej lewej Luboń Wielki, Szczebel, na ostatnim planie pasmo Lubomiru
a po prawej Lubogoszcz. Na pierwszym planie i poniżej Barczana.

Krokus pod Tobołowem

Po krótkim postoju "technicznym" odwiedziliśmy obserwatorium Akademii Pedagogicznej na Suchorze (1000 m). Łut szczęścia i udało się nam zrobić zdjęcia przy otwartej kopule, z której spozierał 60-cm bliźniak ostrowickiego teleskopu.

Otwarta kopuła a z niej wystaje teleskop

Potem już łąki krokusów pod Obidowcem (1106 m), ostre wejście i pierwsze gorczańskie śniegi. Będziemy musieli do nich przywyknąć gdyż będą nam towarzyszyć już do Turbacza. W Gorce jedzie się po widoki, które zachwycają a jest to bezsprzecznie panorama Tatr. W niektórych miejscach (np. na Długiej Hali pod Turbaczem) można je objąć całe wzrokiem. Pierwsze widoki na naszej trasie są w miejscu gdzie czerwony szlak zmienia kierunek z południa na wschód (1188 m). Z tego miejsca już jedynie 40 minut do schronisku na Turbaczu.

Przerębel gdzieś w drodze na Turbacz

Tatry Wysokie widok spod schroniska PTTK na Turbaczu

Tam czeka nas komitet organizacyjny oraz pozostała część grupy, która już dawno była na miejscu. Chwała im za rezerwacje miłego pokoiku. Modernizacja obiektu trwa w najlepsze, wnętrza przestają powoli straszyć choć obejście (podwórze wewnętrzne) jeszcze trochę pachnie poprzednią epoką. Ceny nie na studencką kieszeń, ale dla Rajdu, hurtem wyszło pewnie taniej. Najpierw 1,5 porcji bigosu i grzane piwko a następnie kąpiel w relatywnie (do Lubonia) gorącej wodzie oraz krótkie, ucywilizowane drinkowanie. Ja w górach mam odrazę do picia takiego by następny dzień był problemem... wolę góry. Dobranoc. Do jutra!

piątek, 25 kwietnia 2008

Miasteczko gwiezdne Lubomir

(25.04.2008) W Beskidzie Wyspowym wylądowaliśmy (ja i Ada) w ramach III Rajdu Collegium Physicum Uniwersytetu Jagielońskiego. Oficjalnie wybraliśmy trasę numer 4 z Kasiny Wielkiej. Wszystko pięknie, ładnie tylko pierwszy dzienny pociąg ze Stolnicy do Kraka dojeżdża czy się chce czy nie dopiero na godzinę 9 a autobusy z uczestnikami Rajdu wyjechały spod Wydziału Fizyki (...) UJ o 8:20. Stwiedziłem, że dołączę do 8 osób, które wybrały trasę czwartą po drodze... okazało się w praniu, iż będzie to dopiero pod sam wieczór. W Myślenicach wylądowałem dopiero około godziny 11 ponieważ Zakopianka ciągle rozkopana więc te kilkadziesiąt kilometrów jedzie się ponad godzinę.

Pierwszym moim przystankiem na czerwonym szlaku były ruiny Strażnicy z XIII-XIV wieku koło Myślenic. Prócz zabytkowych cegieł zastałem tam sporo śmiecia... wygląda to na urocze miejsce do popicia piwka i rozpalenia ogniska ;) Miejsce na mapie nazywa się: Rezerwat Zamczysko nad Rabą... szkoda że to tylko nazwa.


Głównym celem tego dnia było sprawdzenie jak wygląda odbudowane przedwojenne obserwatorium astronomiczne na Lubomirze otwartego na jesieni 2007 roku. Aby się tam dostać z Myślenic trzeba było jednak przejść kilka ładnych kilometrów po uroczym lesie. Po drodze spotkałem niewiele ludzkości a z dzikich zwierząt wiewióra, sikorki, dzięcioła, wrony i zięby. Były również okazje do podziwania widoków na przedmieścia Krakowa oraz dolinę, w której leżą wioski Poręba i Trzemęśnia.


Na Kudłaczu krzyżuje się ze szlakiem czerwonym, szlak czarny. Można tam odsapnąć na terenie miłego Schroniska PTTK. Tutaj organizowane są rokrocznie spotkania miłośników astronomii, którzy w miłej atmosferze i przy czystym niebie podglądają cuda Wszechświata za pomocą swoich teleskopów.

Na Lubomirze zastałem "schron" w kolorze piaskowca i z dwiema białymi kopułami. Na tablicy znalazłem napis: "Miasteczko gwiezdne Lubomir". Nie wiem czy patron tego obserwatorium - prof. Tadeusz Banachiewicz - byłby zachwycony tym pomysłem. Możliwość zwiedzania obserwatorium jest zazwyczaj w trakcie weekendu jednak lepiej zadzwonić pod tel. 012 3739090 i umówić się na tą wizytę.


Następnym przystankiem miałobyć miasteczko Lubień, do którego miałem dotrzeć szlakiem żółtym. Po drodze przeszedłem przez przełęcz Weska gdzie jest kapliczka z figurą Świętego Bernarda. Na niej wyryte jest zdanie: "Bogu na chwałę, górom za urodę ludziom za przystanie".


Niestety w którymś miejscu zgubiłem szlak i zszedłem za bardzo na zachód. Znalazłem się w Pcimiu... a ponieważ dochodziła już późna godzina próbowałem złapać stopa do Tenczyna, z którego już blisko do wejścia na Luboń Wielki. Niestety sztuka jest ta niemal niemożliwa na Zakopiance, po prostu nie ma gdzie zjechać na pobocze. I tak w około dwie godziny przemierzyłem 8 kilometrów wśród tirów i osobówek zmierzających do Zakopca... a miało być tak miło. W Tenczynie złapałem busa dojeżdzającego około kilometra do Przełeczy Glisne. Szedłem ten kawałek drogi pomagając Pani przenieść rowerek dla jej wnusi.

Na polanie przed Luboniem Wielkim około godziny 19:30 dołączyłem do czekających na mnie osób, które wybrały przeprawę trasą czwartą (więcej o tej trasie napisze Ada). Podejście na Luboń było już ciężkie. Dzięki słodkim "wspomagaczom" z plecaka Ady udało mi się dotrzeć na sam szczyt. Na nim straszy przekaźnik telewizyjny a uroku dodaje przedwojenne schronisko. Tam wypiłem piwko z sokiem taniej niż w Warszawce i żurek z jajkiem oraz kiełbasą. Ada dostała marchewki w płynie oraz w postaci stałej. Potem już tylko zimny prysznic i błogi sen do siódmej rano. Na pięterku grzał nas piec kaflowy a o poranku obudziło czerwone Słońce i morze mgieł...

W Beskidzie Wyspowym - widok na Szczebel z Lubonia Wielkiego.